środa, 5 października 2011

Top Model.

Chociaż po pierwszym odcinku postanowiłam już więcej tego nie oglądać, to dzisiaj znowu zasiadłam przed telewizorem żeby dręczyć się i oburzać oglądając program Top Model - Zostań Modelką. Nie będę rozwodzić się nad szeroko dyskutowaną w mediach kwestią wulgarnych zachowań, bo tych jest pełno w innych programach. Ale oryginalna też nie będę. Po raz kolejny zmroził mnie stosunek ludzi biorących udział w tym programie i wszystkich siedzących w świecie mody do ciała, ich wygłaszane głośno i dosadnie estetyczne preferencje i absurdalne zarzuty wytykające wychudzonym uczestniczkom "wielkie udziska" i "obwisłe poślady". Mimo mojego statystycznie ponadprzeciętnego zadowolenia z siebie w sensie cielesnym, zawstydzona wciągałam brzuch kiedy jurorzy  grzmieli na zahukane mieszkanki małych miejscowości zmuszając je do obietnic "wzięcia się za siebie". Program się skończył i zaczęła refleksja.

Ciało. Moje ciało. Co pojawia się w Waszej głowie kiedy to powiecie? Uśmiechacie się w środku?

Dla mnie moje ciało jest instrumentem niezbędnym do dobrego życia. Od zawsze byłam "fizolem", czyli jak mówi mój ukochany mąż, ograniczenia mojego ciała są dla mnie tylko oficjalnie nakreślone. Jeżeli mam odpowiedni dzień i motywację wlezę wszędzie choćbym się miała zadyszeć i zapocić. Muszę się ruszać, jak nie w sposób zorganizowany, to chociaż podskakiwać w domu, przeskakiwać kałuże i przebiegać przez ulice. Nie ma takich schodów, z których nie zniosłabym wózka ze śpiącym Wiktorem. W jednej ręcę potrafię nieść trzy kilo ziemniaków, dwa kilo gruszek, sześć cukinii, gazowaną muszyniankę i moje dziecko. Mam zaufanie do swojego ciała, znam jego możliwości i rzeczywiste ograniczenia. Lubię swoje ciało za jego niezawodność, zdrowie, siłę i witalność, ale jak każda kobieta mam zastrzeżenia natury estetycznej, którym zazwyczaj nie pozwalam psuć sobie nastroju. Zazwyczaj. Raz na jakiś czas postanawiam popracować z hantlami nad ujędrnieniem ramion, albo obiecuję sobie regularnie co miesiąc chodzić na pedicure. Bo trzeba mieć zadbane stopy. Pomalowane na karminową czerwień paznokcie w zimowych butach. Trzeba.

Etnolog Anna Maria Szutowicz w świetnym wywiadzie w Gazecie Wyborczej (całość TU) pisze jakim projektem tożsamościowym jest ciało. Kobiety (głównie one) podchodzą do swojego ciała jak do projektu, czegoś do zrobienia. "Nigdy nie sięgną ideału, ale starają się bardzo. Poświęcają temu mnóstwo czasu: makijaż, fitness, dieta podporządkowane są temu, jak ma wyglądać ciało. To nie wymyślony problem, lecz bardzo bliski kobietom. Teraz firma kosmetyczna z plakatów na przystankach zachęca, by nie stać bezczynnie, tylko spinać mięśnie pośladków. I jestem przekonana, że kobiety spinają."
Spinacie?

Żeby być wolną i szczęśliwą muszę się czuć dobrze we własnym ciele. Zapomniane, nierozruszane ciało zaczyna zawodzić. Pozbawione kojącego dotyku ukochanych osób zaczyna więdnąć. Karmione, ale nie odżywiane, zaczyna słabnąć, blednąć i puchnąć.  Ale nie dam sobie wmówić, że jest jakiś model, wzór, który im chudszy tym lepszy. Albo, że są takie substancje w kremach, których sześcioczłonowe nazwy z multikombinowanymi cząsteczkami sprawią, że będziemy wyglądały jak dwudziestolatki.  Pielęgnujmy ciało sięgając po najprostsze składniki,  ale róbmy to z największą miłością, serdecznością. (No chyba, że korzystacie ze szczotki do ciała z włosia dzika - wtedy trzeba włożyć w masaż trochę energicznej złości na niezłuszczony naskórek...Polecam). Jestem przekonana, że to, jak dbamy o nasze ciała pomaga albo przeszkadza nam w życiu, w sięganiu po te "większe czy ważniejsze" sprawy, bo zdrowe i sprawne ciało paradoksalnie pomaga nam o nim zapomnieć i pozwala skupić się na wszystkim innym.



PS. I am the Next Poland's Top Model.

Fot. A Suszek
Best Blogger Tips

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz