sobota, 15 października 2011

Misterium fascinans?

Fot. Arek Suszek
Gdy Zaratustra trzydziestu lat dożył, opuścił kraj swój i jezioro ojczyste i poszedł w góry. Tu radował się duchowi swemu i samotności swej, a dziesięć lat tak żyjąc, nie umęczył się nimi. Wreszcie przemieniło się serce jego — i pewnego zaranku wstawszy wraz z jutrznią, wystąpił przed słońce i tak rzekł do niego:
— Światłości ty olbrzymia! czymże byłoby twe szczęście, gdybyś nie miała tych, komu jaśniejesz?
 

Fryderyk Nietzsche, Tako rzecze Zaratustra

Czytając moje teksty możecie zauważyć, że najczęściej piszę o tym co przykuje moją uwagę w wyniku rozmów z przyjaciółmi i znajomymi. Lubię rozmawiać z ludźmi i umiem wyciągać z nich bardzo osobiste zwierzenia. Zdaję sobie sprawę, że to talent, który przydaje się w życiu... Często docieram do bardzo głębokich pokładów przemyśleń i uczuć, z których moi rozmówcy czasem nawet nie zdawali sobie wcześniej sprawy. To też dosyć niebezpieczne, bo nie będąc psychologiem w żadnym stopniu nie do końca umiem sobie zawsze radzić z kipiącymi emocjami. Ale uwielbiam to.

Dzisiaj temat, który w naszych rozmowach pojawia się ostatnio zdecydowanie najczęściej. Tak jak kiedyś na każdej imprezie, prędzej czy później rozmawiało się o seksie, tak teraz większość naszych imprez kończy się żarliwymi rozmowami o Bogu, duchu i duszy, o braku łączności, potrzeby albo wprost przeciwnie o nowo odnalezionym kontakcie z głęboko religijną stroną życia. Rozmowy na tematy duchowe prowadzą do bardzo skrajnych stanów emocjonalnych - od euforii do przygnębienia, od przesadnej gorliwości, poczucia świętości i bycia wszechmocnym do odczuwania wielkich wyrzutów sumienia spowodowanych obojętnością lub nawet agresją w stosunku do kościoła, do którego się należy. Wkroczyliśmy w wiek kwestionowania, tak na poważnie.

Wśród moich znajomych mało jest osób mocno i żarliwie religijnych. Mało jest też klasycznych, fundamentalnych ateistów, głośno wyrażających absolutną negację istnienia wyższych bytów. Przeważają osoby religijne w potocznym rozumieniu tego słowa, czyli regularnie chodzące do kościoła i uznające się za katolików, i to wśród nich najczęściej pojawia się kryzys. Kryzys duchowości, wiary, religijności, lojalności wobec kościoła. Czas zwątpienia, w którym bezradnie miotają między niedzielami, nieprzekonani do księży, znudzeni liturgią, krytykujący nauczanie kościoła w najbardziej fundamentalnych kwestiach. Będą członkami kościoła są jednocześnie jego największymi kontestatorami - „milcząca schizma” buntowników (tak pisał o nich już w 1969 roku (!) Jerzy Turowicz w Tygodniku Powszechnym). Wygląda na to, że dzisiaj już nie taka milcząca.

Jest impreza, wino, kozi ser winogrona, szynka parmeńska i oliwki. Rozmawiamy o dzieciach, filmach  i polityce. Kiedy temat schodzi na spektakularne zwycięstwo ruchu Palikota, sześcioosobowe grono bliskich znajomych mocno się polaryzuje. Wśród nas są wierzący, ateiści i religijnie ambiwalentni, mimo tego temat Kościoła Katolickiego wywołuje duże emocje u wszystkich. Arek, ateista z opcją agnostycyzmu zawsze mnie w takich dyskusjach fascynuje. Sam nie będąc członkiem kościoła, zazwyczaj wie o nim więcej niż znajomi katolicy. Pozbawiony emocjonalnych związków z kościołem potrafi racjonalnie, ale bez niepotrzebnej oceny, dotrzeć do absurdów ideologicznych albo w postępowaniu i zadać pytania zmuszające do bardzo głębokiej refleksji. Dlaczego wciąż jesteś w tym kościele skoro nie odpowiada Ci w nim praktycznie nic? Dlaczego nie poszukasz księdza, który będzie cię inspirował i utwierdzał w wierze, nawet jeżeli oznacza to dojeżdżanie na drugi koniec miasta? Czy nie wydaje ci się nie w porządku, że świadomie spowiadasz się bez skruchy i obietnicy poprawy?

Trudny to temat, otwierający najbardziej intymne szuflady. Ważny dla każdego kto jest świadomy, poszukuje i chce podążać duchową ścieżką, sam albo z pomocą religii. Kryzys duchowy, religijny - jakkolwiek go nazwiemy jest faktem dla większości moich znajomych. Ale to kryzys prowadzący potencjalnie do pełni duchowości, spełnienia w tym najważniejszym obszarze. Jestem ciekawa czy macie podobne doświadczenia.
Posted by Picasa
Best Blogger Tips

4 komentarze:

  1. Proponuję szynka parmeńska + figi lub melon i rozmowa o duchowości pójdzie w ekstazę i zachwyt nad życiem doczesnym ;-)

    To mówi poganka nomen omen (jak są określani ludzie bez chrztu). Idę duchową ścieżką bez pomocy religii i w pełni akceptuję - tak właśnie AKCEPTUJĘ - a nie TOLERUJĘ (co oznacza ledwie znosić), że inni wierzą inaczej... I właściwie nie odczuwam kryzysu duchowości, bo zawsze sobie wierzyłam po swojemu ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pytania Arka to bardzo dobre pytania, wielu katolików powinno sobie je zadać...ale też uświadomić sobie, że Oni współtworzą Kościół, którego są członkami - to nie jest urząd, do którego idzie się załatwić sprawę, a jeśli tak Go traktujemy -to nie ma to najmniejszego sensu

    OdpowiedzUsuń
  3. Ewa, ale jednocześnie kościół katolicki i religia katolicka to dogmaty i nadrzędna władza papieska, która odgórnie głosi, co jest zgodne z tą religią, a co nie. Jeżeli ktoś nie akceptuje tego dyktatu, to to jest właśnie sygnał, że nie jest to miejsce dla niego.

    OdpowiedzUsuń