Jak co jakiś czas, tym razem za sprawą trochę już jesiennej aury i większego kontaktu ze światem zewnętrznym, mam skłonność do refleksji, kiedy przychodzą mi do głowy myśli uznawane przez niektórych za dołujące. Ja ich jednak tak nie postrzegam. Sam fakt, że jestem świadoma tego co czuję i przyjmuję co się ze mną dzieje, pozwala mi zrozumieć i zaakceptować, że takie myśli przychodzą i odchodzą. Tydzień temu, w Gazecie Wyborczej był świetny tekst z cyklu „Czytamy w Polsce”, zatytułowany „10 książek na smugę cienia”. Nie będzie o książkach, ale o tej smudze, której opis, sformułowany przez autora tekstu, poetę Andrzeja Sosnowskiego, uderzył mnie trafnością i adekwatnością do moich uczuć.
"Smuga cienia to stany powracających zniechęceń" pisze Sosnowski. To „moment, kiedy po okresie ekspansji wszechświat wyhamowuje, po czym zatrzymuje się i na krótką chwilę osiąga stan zupełnego bezruchu. Wtedy pojawia się przeczucie, że oto zaraz nastąpi regresja. Będą słabły tak zwane siły witalne, pamięć operacyjna zacznie szwankować. I w ogóle będzie już tylko gorzej. Ale smutek towarzyszy tylko w pierwszej, najbardziej doraźnej refleksji. Smuga cienia to jest taki stan, który wymaga oswojenia i akceptacji. Mrzonki i fantazmaty są tylko pozornie kojące, ponieważ muszą się całkowicie rozpaść. Ukojenie przynosi tylko jasność widzenia.”
Jest wiele tematów, które nieuchronnie przywołują nas do cienia przypominając o kruchości naszej, naszych planów, związków, marzeń. Kilka dni temu rozmawiałyśmy z koleżankami z pracy o dość powszechnym w naszym otoczeniu zjawisku „powtórnej młodości” dobrze sytuowanych panów w średnim wieku. Dzieliłyśmy się informacjami kto się zakochał, kto zmienił żonę, kto szaleje w superaucie. Zastanawiałyśmy się czy to ocieranie, czy nawet tarzanie się w młodości jest czymś co kusi każdego, co nie zdarza się tylko nielicznym i czy da się temu zapobiec. Czy tych mężczyzn pociąga tylko młode ciało czy też i młody duch? Bo chociaż nieuchronnie poczują się kiedyś bardzo „starsi”, to jednak uszczkną trochę tej niezwykłej siły jaką ma młodość. Przywołany przeze mnie Andrzej Sosnowski pisze w tym samym tekście, że „młodość jest siłą w czystej postaci, nierozrzedzoną przez charakter, inteligencję, wiedzę, wykształcenie, obycie, wychowanie. Siła ta jest czymś naturalnym, niemal pierwotnym.”
Doświadczyłam niedawno czegoś dziwnego patrząc na piękną, ledwie jedenastoletnią dziewczynkę. Widziałam jak jest czarowna, świeża i radosna, i chociaż na co dzień sama czuję się tą emanującą, to tutaj po raz pierwszy poczułam się przekwitła. Na chwilę weszłam w smugę cienia, gdzie ta „młodszość” była wygrywającym wszystko atutem, którego nie posiadam. I znowu za inspirującym Sosnowskim – „Jest w filmie Viscontiego „Śmierć w Wenecji” taki moment, kiedy patrząc na pięknego chłopca, oszołomiony bohater mamrocze: „Tobie nie wolno się tak uśmiechać”. Niestety wolno.”
Szczęśliwie, sama już tylko świadomość tych uczuć wystarcza mi żeby je przyjąć i zaakceptować ich nieuchronność. Bo ukłucie zazdrości trwało chwilę dosłownie. Potem wróciłam do siebie szczęśliwej z tego gdzie jestem. Z rozczuleniem podziwiającej to „istnienie przed zaistnieniem”, które objawia się w tej pięknej dziewczynce, ale przede wszystkim i ponad wszystkim w moim synu.

podobne refleksje mnie dopadają. ładnie to ujęłaś, Ewka.
OdpowiedzUsuńdzięki Ewa, czas ku takim refleksjom idealny :)
OdpowiedzUsuń