czwartek, 4 sierpnia 2011

Hassliebe?


Dzisiaj na poważnie. Czytam teraz książkę Rachel Cusk (dzięki Basia!) „Life’s Work”, wielki bestseller sprzed roku, w którym autorka fenomenalnie opisuje swoje macierzyństwo, pozbawiając go tej całej romantycznej otoczki, o której z kolei ja tak często i chętnie piszę. To bardzo ważna książka, która sprowadziła na autorkę wiele krytyki. Brytyjskie matki atakowały ją za brutalnie szczery język w opisywaniu trudów bycia matką, za odczarowywanie macierzyństwa, które one tak bardzo próbowały zaczarować żeby było bardziej znośne. Za pisanie prawdy o smutku, depresji, frustracji, samotności, bezradności i tych mrocznych morderczych momentach, w których chcesz kopnąć swoje dziecko żeby wreszcie przestało jęczeć. Jak mówi Cusk w wywiadzie dla Wysokich Obcasów: „To brzmi jak bluźnierstwo, szczególnie dla tych, którym z trudem przychodzi wypowiedzenie zdań typu: 'Dzisiaj dałam mojemu synkowi parówkę' albo 'Nienawidzę układać puzzli i czytać książeczek przed snem'.” Dziwi mnie, że ktos może mieć jej to za złe. Ale rzeczywiście, żyjemy w świecie, w którym funkcjonuje olbrzymie tabu dotyczące macierzyństwa, którego złamanie odbierane jest jako zamach na wszystko co piękne i święte. A ponieważ w ostatnich latach nastąpił jeszcze dodatkowo silny zwrot w stronę świadomego, naturalnego rodzicielstwa, jeszcze więcej kobiet może mieć poczucie winy, że nie powielają tego rozkosznego obrazka uśmiechniętej, wypielęgnowanej mamy podającej, na żądanie, mleczną pierś słodko drzemiącemu w kolorowej chuście maluszkowi.

Moja przyjaciółka urodziła niedawno swoje pierwsze dziecko i chociaż całą ciążę kwitnąca przygotowywała się na faktyczny cud miód narodzin to nie wszystko potoczyło się tak jak planowała. Trudy porodu i nieludzka oziębłość służby zdrowia na starcie podcięły jej skrzydła i nie pomogły w odnalezieniu wielkiej naturalnej siły i w zaznaniu błogości z tych niepowtarzalnych już nigdy emocji. Kiedy zadzwoniłam do niej kilka dni po porodzie, w jej głosie usłyszałam strach i smutek, ale zrzuciłam to na karb naturalnego w tym momencie spadku hormonów. Rozwiałam jej wątpliwości, podzieliłam się doświadczeniami radzenia sobie w kryzysie laktacyjnym. Kiedy później odwiedziłam ją w domu, wyglądało na to, że jej zły nastrój jeszcze się pogłębił. Czuła się nieudolną matką, która nie umie karmić, przewijać, a przede wszystkim kochać swojego dziecka. Wydawało jej się, że wszechogarniające uczucie miłości pojawi się od razu i sprawi, że wszystkie nudne, męczące, a nawet obrzydliwe czynności przy dziecku staną się wzniosłe i piękne. Pozbawiona bezpośredniej pomocy doświadczonej mamy, teściowej czy cioci, zdana była na własne próby, błędy i samooskarżenia. Razem z druga koleżanką długo z nią rozmawiałyśmy, zapewniając, że to co czuje jest normalne, wszechobecne i uzasadnione. Że każda z nas przez to przechodziła – jeżeli nie przez kilka miesięcy, to na pewno tygodni i że wiara we własną siłę i miłość do dziecka się pojawią. Patrzyła na nas trochę nieufnie, ale chyba uwierzyła. Ja natomiast odgrzebałam w domu zeszłoroczny zeszyt z super szczegółowymi notatkami, które robiłam dla zaobserwowania rytmu dnia Wiktora (że ja nie mam nigdy dosyć pisania!) i odnalazłam wpis z dnia kiedy Wiktor miał dokładnie tyle dni, co maleństwo mojej przyjaciółki. Uchylę wam rąbka kosmosu świeżo upieczonej matki, powiedzcie jak tu nie zwariować:

18 maja. Rano obudził mnie gulgotaniem i charczeniem, robił kupę, stękał i napinał się.
Karmienie spokojne, ale pod koniec gwałtowne odrywanie się i przysysanie, nie wiem czemu. Po karmieniu jeszcze jedna kupa. Po przewinięciu trochę przytulania, „krępowanie” kocykiem, smoczek i zdawało się, że przysnął, ale po odłożeniu do kołyski marudzenie co parę minut i w końcu wielki płacz. Wzięłam go na ręce, w ramiona i usnął utulony na piersi. Nie mogłam się ruszyć, bo kwękał i jęczał. Obudził się po 40 minutach i zidentyfikowałam głód. Po karmieniu była kupa, płacz przy przebieraniu, potem położyłam go w kołysce na ćwiczenia podnoszenia główki. Wytrzymał kilka minut i płacz. Po karmieniu nie chciał spać – owinięty kocykiem i z szumem oceanu w tle przysnął dopiero po dwóch godzinach, a zaraz i tak się pewnie znowu obudzi na karmienie…No tak, 20 minut i już głodny. Po  karmieniu chyba za słabo go odbiłam, bo jak przytuliłam go na fasolkę, to bardzo mocno mu się ulało.. (itd.)


Mhm. A ja i tak mam wiele szczęścia w tym macierzyństwie - z ciążą, porodem, pierwszymi chwilami po narodzinach Wiktora, które chociaż przedzielone szybą inkubatora, w którym spędził pierwszą dobę, były dla mnie piękne i oszałamiające. Zastanawiam się czasem czy pisząc poprzedniego bloga tak mocno czułam te wszystkie dobre emocje czy tylko udawało mi się je wyekstrahować i wyolbrzymić? Sprawić, że przyćmiły złe chwile i pomogły przetrwać bolesne początki? Rachel Cusk pisze, że kiedy stajemy się matkami, to umieramy. Wszystkie to wiemy, ale decydujemy, że nie będziemy na ten temat mówić. Nie czuję, żeby w moim przypadku tak było. Na pewno na pewien czas istota, którą jestem zrobiła miejsce trochę niezdarnej, wypaćkanej mlekiem i buraczkami nadopiekuńczej mamuśce, ale to właśnie zostanie matką otworzyło mnie na wiele rzeczy, uwiarygodniło, dodało odwagi, siły i niesamowitej determinacji w powracaniu „do siebie”. Czyli może rzeczywiście umarłam w tej poprzedniej, słabszej wersji? I dygresja. Jeszcze kilka miesięcy temu bardzo poważnie myślałam o zawodowym pozostaniu matką, o stworzeniu biznesu, który będzie dla matek i dla dzieci, w którym będę zajmować się matczynymi sprawami. Teraz bardziej niż kiedykolwiek czuję potrzebę robienia czegoś zupełnie innego. Czegoś, co będzie tylko dorosłe, głęboko zakorzenione w nie-rodzicielskich tematach, inspirującego, intelektualnego, wielkomiejskiego i wielkoświatowego. Chcę odczuwać te wszystkie uczucia, których nie odczuwam przy Wiktorze, rozwijać się w dziedzinach, na których on się nie zna :) i spędzać czas z ludźmi, którzy się na dzieciach nie znają zupełnie. A po godzinach rzucać w kąt papiery, komputery i biec do domu.



PS
Książka jest doskonała, bardzo polecam A Life’s Work Rachel Cusk. Przeczytajcie też wywiad w Wysokich Obcasach.
Best Blogger Tips

3 komentarze:

  1. Normalniejesz!:-)Mam na myśli, tę pracę nie związaną z dziećmi, bo już się bałam o Ciebie:-)

    Dobry temat i dobry tekst.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, dzięki. Tak właśnie sobie wyobrażam macierzyństwo. I boję się, że będę wtedy bardzo samotna. Ale zawsze mogę zadzwonić, co nie? A po książkę sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzeba dzwonić, pytać, prosić o pomoc i przyznawać się do słabości. Jest wiele osób, które pomogą. Ja zawsze :)

    OdpowiedzUsuń