poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Powrót do zmysłów










Jestem w pociągu. Przede mną ponad 4 godziny jazdy do rodzinnego miasta i dwóch popijających piwko, opalonych i nierównomiernie umięśnionych młodzieńców, którzy zabijają czas oglądaniem filmików kręconych telefonem, które przedstawiają ich i ich zmieniające się wakacyjne narzeczone biegających po nadbałtyckiej plaży, zajadających się smażonymi siejami w cieście naleśnikowym i wymiotujących przed klubem nocnym. Za mną dwumiesięczne niemowlę płaczące w ramionach bezsilnych rodziców. Coraz głośniejszy śmiech coraz bardziej upojonych mężczyzn miesza mi się w świdrującą mieszankę z coraz bardziej rozpaczliwym płaczem dziecka. Chcę wstać i zagłuszyć wszystko swoim własnym wrzaskiem. Oczywiście nie robię tego, w zamian coraz bardziej się męcząc, napinając mięśnie i czekając w cierpieniu na koniec podróży. W pewnej chwili postanawiam podjąć wyzwanie „dostrojenia”, czyli metody, która przez powrót do zmysłów, przez zmysłowe odczuwanie pomagać ma w radzeniu sobie z takimi i dużo większymi uciążliwościami. Skupiam się w zupełności, bez oceniania, najpierw na płaczu dziecka, spokojnie przyjmując jego nieuchronność, akceptuję tę chwilę i wsłuchuję się w jego tembr i rytm. Dziecko nie przestaje płakać, ale ja zaczynam słyszeć w tym płaczu jakąś melodię i siłę, wolę do wyrażania siebie. Nie denerwuje mnie już, raczej intryguje i skłania do przesłania życzliwego uśmiechu jego rodzicom. Młodzieńcy na szczęście posnęli...

Innym razem kłócę się z Tatą przez telefon. Z moim kochanym Tatą, o którego się martwię i którego chciałabym przytulać zawsze jak mi ciężko. Zdenerwowana czymś zupełnie innym, podrażniona i w pierwszym dniu okresu czepiam się słów, doszukuję ukrytych podtekstów i karam słownie za niespełnienie wygórowanych oczekiwań. Tata, w gorszej formie, ja, oczekująca od niego czegoś, czego nie jest w stanie mi dać, bo nie jest Mamą. W trakcie tej rozmowy doznaję pewnego olśnienia, udaje mi się zatrzymać pędzącą ku fatalności rozmowę i skierować ją na inne tory. Mówię „przepraszam” i otwieram się na przebaczenie, mówię „kocham” i otwieram się na miłość. Zatrzymałam się na chwilę i poczułam drżenie rąk, wiatr wiejący delikatnie przez otwarte okno, usłyszałam szum rozpędzonych samochodów w Alejach i poczułam zapach koszonej trawy. Przez skupienie się na wrażeniach zmysłowych udało  mi się nie popłynąć zupełnie w tej sprzeczce, brnąć dalej w idiotycznie meandry i zawiłości. Poczułam bezsens tej słownej szarpaniny dwojga bardzo się kochających ludzi i powiedziałam STOP, nie chcę. Zdałam sobie sprawę z czego wzięły się moje pretensje i zarzuty, dlaczego oczekiwałam od Taty konkretnej reakcji. To było spowodowane przez zdarzenia i uczucia zapoczątkowane wiele lat temu, moje WYMOGI związane  z potrzebami zranionego serca i bolesnej duszy.


Codziennie uczę się rozumieć, ze pewne uczucia są częścią przeszłości i dzisiaj może ich nie być, jeżeli taka będzie moja decyzja. Codziennie szukam sposobów na to jak odciąć się od wyobrażeń i oczekiwań, które prowadzą do frustracji. Czytam teraz książkę „Powrót do zmysłów” Stanley'a H. Blocka i myślę jak podobne są do siebie wszystkie koncepcje szczęścia i spokoju. Jak spójne w swoim skupieniu na tu i teraz, jak przedziwnie proste mają metody, które konsekwentnie w życie wprowadzane dadzą nam tyle szczęścia ile wystarczy.

Odchodzenie od zmysłów prowadzi do braku kontaktu ze sobą, do niepełnego, albo fałszywego przeżywania życia, bez zgodności ze sobą, nieautentycznie. Brak łączności z naszym „ja sensorycznym” prowadzić może do nadmiernego skupiania się na analizie myśli, do tworzenia fałszywych obrazów rzeczywistości, do rozbudowywania negatywnej percepcji świata. Wierzę, że powrót do zmysłów, do odbierania świata przez nie, do odczuwania i przyjmowania wrażeń zmysłowych może nie tylko wzbogacić życie, dać nam przyjemność, ale także pomóc w radzeniu sobie w trudnych sytuacjach życiowych. I myślę że chciałabym nauczyć Wiktora radzić sobie w ten sposób z własnymi myślami i trudnymi emocjami, tak jak uczę go radzić sobie z samodzielnym jedzeniem, ubieraniem czy załatwianiem się. Wierzę, że dzięki temu będzie żył spokojniej i szczęśliwiej. By przy zdrowych zmysłach będąc potrafił szaleć, cieszyć się życiem i nie zadręczać tym co nieważne.Wierzycie w siłę zmysłów??

Best Blogger Tips

4 komentarze:

  1. Jak zwykle, głęboko trafia to do mnie. super, pisz stale, nieprzerwalnie Ewuś...

    OdpowiedzUsuń
  2. Metoda stworzona przez autora książki jest naprawdę fantastyczna i pomocna, mnie osobiście pozwoliła odkryć życie i siebie na nowo :) Piszę "stworzona" gdy tak naprawdę jest to mądrość o której pisano już wraz z wynalezieniem języka, chociaż zawsze za czymś gonimy i nie możemy tego dostrzec, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie - sposoby na przeżywanie chwili w chwili są obecne we wszystkich ważnych naukach świata i tylko sposób opisywania jej się różni :)
    Pozdrowienia i nieustawania w odkrywaniu i kochaniu siebie!

    OdpowiedzUsuń