poniedziałek, 14 listopada 2011

mniammama (heart) banana

Fot. Arek Suszek (więcej o pisaniu na bananach TUTAJ)

Znacie takie dni. Kiedy od rana wszystko jest nie tak. Kiedy nie chce się wstać, ubrać i wyjść z domu.
Po raz pierwszy tego roku odczułam tak naprawdę, że zaczęła się jesień. Smutna, szara, bez światła (co skutecznie utrudnia nam robienie zdjęć na bloga). Wszyscy w domu jesteśmy przeziębieni, poddenerwowani i poszukujący sposobów na poprawienie sobie humoru, przywrócenie sił i stworzenie, choć na chwilę, beztroskiej atmosfery lekkiej choroby. Z błogością wspominam z dzieciństwa całodniowe wylegiwanie się w łóżku i oglądanie najgłupszych programów w telewizji (zanim zaczęły się powtórki wieczornych filmów dla drugiej zmiany, chłonęłam nawet "Rolniczy kwadrans"), picie litrów słodkiej herbaty z sokiem malinowym i podjadanie podsuwanych przez mamę owoców pokrojonych w "jednogryzowe" kawałki, miodowych ciasteczek i czekoladowych gwiazdek, za które zdrowa musiałabym co najmniej zmywać naczynia po obiedzie. Pamiętam też pobłażliwość rodziców kiedy nie mogłam spać wieczorem, bo męczył mnie kaszel albo katar i cudowne chwile kiedy zwinięta w kłębek między nimi na kanapie, albo na kocu rozłożonym na podłodze przysypiałam w migoczącym błękitnym świetle telewizora...Dlatego kiedy w piątek Wiktorski nie chciał długo zasnąć i stał zapłakany w drzwiach z misiem w dłoni zaprosiliśmy go do nas na film. I na kojące banany smażone w wiórkach kokosowych. Utulony i najedzony, nie zasnął wprawdzie na podłodze, ale zmęczony znoszeniem swoich zabawek do naprędce skonstruowanej z kołdry i stołu jurty, po godzinie łagodnie usnął w swoim łóżku. I to był piękny wieczór.

Dzisiaj, kiedy przeziębieni i zasmuceni wizją długiego tygodnia po długim weekendzie doczłapaliśmy się do kuchni, której nie zdążyliśmy wczoraj posprzątać, już na starcie dnia mieliśmy dość. Wiktor obudził się super głodny i z okrzykiem „mamici mniam mniam”, co oznacza „mamusiu, bardzo cię proszę o coś do jedzenia” uwiesił się na mnie. Moje zapewnienia, że zaraz zrobię mu kanapkę nie pomagały, rozpaczliwie pragnął tu i teraz zaspokoić dziki głód. I wtedy na pomoc znowu przyszedł przyszedł On. Niezastąpiony, łatwy w użyciu, wielozadaniowy. BANAN.Wiktor pisnął z zadowolenia i wcisnął w małą buzię wielki kawałek rozpływającej się w ustach słodyczy. A ja mogłam w spokojnym tempie przygotowywać śniadanie.

Jutro poproszę o pomoc Wiktorową Martynkę i razem poszukamy ukojenia i słońca w bananowym cieście. Ach, mniam.

Przepis via They Draw and Cook





Best Blogger Tips

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz