środa, 24 sierpnia 2011

Mniam Mama i poma amoris


Fot. Arek Suszek
 
Za tydzień, w ostatnią środę sierpnia w hiszpańskim miasteczku Buñol kilkaset tysięcy ludzi zgromadzi się na głównej ulicy miasta żeby obrzucać się pomidorami, a potem długo tarzać się i nurzać w pomidorowej paciaji tworząc gigantyczny, ekologiczny bałagan. I chociaż jest zapewne wiele smaczniejszych sposobów na wykorzystanie pomidora, to smarowanie siebie i innych miłych naszemu oku i sercu ciał miękkim miąższem czerwonego owocu, pachnącego latem i najpyszniejszymi sosami do makaronu jest, muszę przyznać, bardzo pociągające. Zanim jednak pojawi się w moim życiu okazja do zorganizowania takiej mini tomatiny, np. przed przeprowadzką albo totalnym przemalowaniem mieszkania, bawię się pomidorami w mniejszej skali i szukam sposobów na nacieszenie się ich smakiem w tym najwspanialszym na nie sezonie.

Fot. Arek Suszek


Przez jednych uważany za owoc, przez innych za warzywo, pomidor to chyba najpyszniejszy i najprostszy składnik codziennej kuchni na całym prawie świecie. Trudno wyobrazić sobie bez niego kuchnię włoską, hiszpańską, meksykańską. Trudno też wyobrazić sobie, że kiedyś uważano pomidora za roślinę trującą - Hiszpanie nazywali go comida del diablo, czyli pokarm diabła, Włosi mala insana, czyli niezdrowy owoc. Przez długie wieki ten przywieziony do Europy z Ameryki Południowej przez Krzysztofa Kolumba skarb kulinarny pozostawał niedoceniony i szkalowany. Aż do momentu, w którym jakiś sprytny włoski pre-marketingowiec rozpuścił plotkę, że pomidor to potężny afrodyzjak i zaczęło się szaleństwo. Wykorzystując to rozbudzone zainteresowanie, równie sprytny botanik, tym razem już znany i udokumentowany, Konrad von Gesner, nadał pomidorom kuszącą nazwę poma amoris czyli jabłka miłości i zachwalał jako idealny zastrzyk energii dla wszystkich uprawiających miłość, zapewniający długie godziny niegrzecznych zabaw po kołdrą, na trawie, stole i sianie. A jako, że nie ja jedna lubię szukać powiązań, nawiązań i zbiegów okoliczności, ktoś jeszcze inny ogłosił, że to właśnie pomidory (w tamtych czasach występujące głównie w żółto-pomarańczowej odmianie) były „złotymi jabłkami” niezgody z mitologii greckiej, które sprawiały, że najpiękniejsze kobiety prześcigały się w ciał prężeniu przed rozdającym te jabłka mężczyzną. I to wystarczyło żeby mężczyźni z całego świata rzucili się tłumnie do kuchni by, mobilizując całą swoją wyobraźnię i kreatywność, ciąć, siekać, dusić i zapiekać, tworząc fantastyczne pomidorowe pyszności dla kobiet, które pragnęli zdobyć. A w Polsce pomi d’oro, czyli złote jabłko, zmieniło się w pomidora, który niezmiennie czaruje i uwodzi niezależnie od płci. Uwodzi czerwienią jędrnej skórki, pełnym soku i nasionek mięsistym wnętrzem owocu, które kiedyś musiało oburzać co wrażliwszych smakoszy nie szukających w jedzeniu niczego poza zaspokajającą głód kalorycznością. I jakby mało było naocznych oznak bezwstydności, ten ni to owoc ni warzywo jest hemafrodytą - sam potrafi się rozmnożyć i robi to chętnie i bez zahamowań.

Pomidor niezawodnie rozbudza apetyt wszelki. Zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie cudowne połączenie krwiście czerwonych  pomidorowych bawolich serc z pachnącą zieloną bazylią, albo drobniutko pokrojonych pomidorków czereśniowych na chrupiącej grzance skropionej oliwą extra vergine, albo idealne połączenie gorącego pomidorowego kremu z rozpływającą się w nim białą, wilgotną mozzarellą. Mniam. Fantastyczny na surowo, równie pyszny i zdrowy po przetworzeniu (wbrew powszechnym opiniom ketchup jest bardzo zdrowy, a jak twierdzi mój mąż i połowa świata, wszystko z nim smakuje lepiej). Śliczny, zdrowy, wypełniony witaminą C, E, beta karotenem, potasem, wapniem i żelazem. Jednym słowem, skarb. Hodujcie lub kupujcie najlepsze pomidory, wdychajcie ich boski zapach od strony szypułki, a potem tnijcie, siekajcie, duście i zapiekajcie. Na zdrowie, ku pokrzepieniu ciała i podsyceniu zmysłów...

Moje ulubione przepisy z wykorzystaniem pomidorów:

Sos do pizzy

Bruschetta

Frittata
Best Blogger Tips

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz